Słońce wychodziło zza murów zamku szkolnego. Ja jeszcze spałam ale to moje szczęście nie trwało wiecznie. Usłyszałam szepty, które przemieniały się w krzyki.
-Granger, Granger – krzyczał Malfoy lekko mnie szturchając. Powoli uchyliłam oczy, zobaczyłam, że jest odwrócony, więc szybko zamknęłam je z powrotem.
-Granger – wrzasnął. Teraz to musiałam otworzyć oczy. Więc gdy moje powieki podniosły się do góry poczułam jego rękę na moim nadgarstku i zaraz nie było mnie w łóżku. Trzymał mnie za rękę biegnąc przez korytarze szkolne, a z tego co zauwarzyłam chciał dobiec na błonia. Oczywiście ja byłam poszkodowana bo musiałam biec za nim.
-O co chodzi? – zapytałam już przytomna ale osłabiona. Niestety odpowiedzi nie dostałam. Dobiegliśmy koło krzaka znajdującego się blisko Zakazanego lasu. Przykucnął za nim, a ja zrobiłam to samo.
-Patrz kto tam stoi i co robi – powiedział zanim zdążyłam powtórzyć pytanie. Popatrzyłam a tamtą stronę. Stał tam ojciec Malfoya razem z kilkoma śmierciożercami mieli coś w rodzaju lornetki i wpatrywali się w okno od mojego pokoju.
-Czego oni od nas chcą? – zapytałam
-No…..
-Czego się wczoraj dowiedziałeś od ojca.
-No więc……..
-Malfoy!
-No więc dowiedziałem się, że oni na ciebie no, no polują. Chcą cię zabić, a ja mam im pomóc.
-Co powiedziałeś?
-No…. Powiedziałem, ze zrobię co w mojej mocy.
-Zabijesz mnie?
-Gdy bym chciał już dawno bym to zrobił.
-Ach tak?
-Ach tak – powiedział oznajmująco. No super ojciec Malfoya na mnie poluje jak to ujął. Zastanawiałam się nad swoim nieszczęsnym losie nadal kucając. A no właśnie kucając dlatego w pewnym momencie zachwiałam się,a jedyną podporą był blondyn. Tak dokładnie upadłam na niego. Przeszedł po mnie dreszcz. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Po normalnie sekundzie nasze usta połączyły sie w pocałunku. Gdzieś po minucie oderwaliśmy sie od siebie. Tym razem usiadłam na mokrej od rosy trawie. Siedzieliśmy w milczeniu przez kilka minut albo sekund,a mi on się tak dłużyły.
-Dlaczego ty musisz na mnie co chwilę lecieć – usłyszałam mojego towarzysza.
-A ty mnie całować?
-Tak dla przyjemności.
-Oh doprawdy? A wiesz, że dziewczyny nie są po to by się nimi zabawić?
-Wiem ale ty raczej nie jesteś dziewczyną.
-Ty małpo – wstaliśmy i kierowaliśmy się do szkoły co chwilę rzucając się wyzwiskami.
-Ja? Granger chyba mylisz mnie ze sobą.
-Szkoda gadać jesteś głąbem i jetem pewna, że z wielką dumą i szczęściem zrobisz to co kazał ci ojciec – jego mina zbladła. Złapał mnie za ramiona.
-Jeszcze raz będziesz mnie porównywała do ojca to… – patrzyłam się na niego ale nie ze złością. Poczułam, że to ja przesadziłam.
-Zostaw ją – usłyszałam głos mojego rudego przyjaciela.
-O Weas….. – popatrzyłam się na niego przypominająco. – Pewni wszystko widział – nachylił się nad mną, a potem ruszył do zamku.
-Cześć Ron.
-Coś ci zrobił?
-Nie co to za pytanie?
-A takie sobie. Harry mi powiedział no wiesz i teraz też wszystko widziałem.
-Ah no tak to mamy problem – uśmiechnęłam się.
-Nie przejmujesz się tym.
-A niby czym?- zapytał durnie.
-Malfoy cię pocałował dwa razy – tłumaczył
-A o to chodzi…. I tak nic nie kapuje – robiłam z siebie idiotkę – Ron ja już muszę lecieć.
-Jasne to pa – jest znowu wygrałam. Wróciłam do pokoju i zobaczyłam siedzącego na łóżku Malfoya.
-Tak miałeś rację wszystko widział.
-Moja inteligencja przerasta wszystkie.
-Mam pytanie i przyznam, że takie trochę prywatne.
-No pytaj.
-Ale ni drzyj się.
-No
-Dlaczego nie chcesz być porównywany do ojca? Wiem, że chciałeś.
-Wczoraj zadałaś to samo pytanie tylko użyłaś innych słów. Powiem ci bo nic nie mam do stracenia ale pomimo to wolę żebyś nie użyła swojego szlamowatego języka – uśmiechnął się złośliwie co miało oznaczać żart – Zapytałaś sie wczoraj w postaci dlaczego mój ojciec tak traktuje moja matkę. Otóż właśnie z tego powodu nie chcę być do niego porównywany. Zawsze Voldemord daje mu misje na zabić szlam i innych takich. A wiesz dlaczego? Bo on chce to robić. Nie szanuje kobiet uważa je za śmiecie nawet moją matkę. Po nocach widzę jak ginął różne osoby z tąd moje krzyki – zamknęłam oczy.
-Strasznie mi przykro i nie wiem jak wymówię te słowa ale szkoda mi ciebie – uśmiechnął się. Uklękłam koło niego i spojrzałam mu w oczy. Co mnie skłoniło do tego posunięcia? Nie mam pojęcia. Ale przyznać muszę, że coś ciągnie mnie do tego człowieka. I tym czymś nie jest dawniejsza nienawiść.
-Granger, Granger – krzyczał Malfoy lekko mnie szturchając. Powoli uchyliłam oczy, zobaczyłam, że jest odwrócony, więc szybko zamknęłam je z powrotem.
-Granger – wrzasnął. Teraz to musiałam otworzyć oczy. Więc gdy moje powieki podniosły się do góry poczułam jego rękę na moim nadgarstku i zaraz nie było mnie w łóżku. Trzymał mnie za rękę biegnąc przez korytarze szkolne, a z tego co zauwarzyłam chciał dobiec na błonia. Oczywiście ja byłam poszkodowana bo musiałam biec za nim.
-O co chodzi? – zapytałam już przytomna ale osłabiona. Niestety odpowiedzi nie dostałam. Dobiegliśmy koło krzaka znajdującego się blisko Zakazanego lasu. Przykucnął za nim, a ja zrobiłam to samo.
-Patrz kto tam stoi i co robi – powiedział zanim zdążyłam powtórzyć pytanie. Popatrzyłam a tamtą stronę. Stał tam ojciec Malfoya razem z kilkoma śmierciożercami mieli coś w rodzaju lornetki i wpatrywali się w okno od mojego pokoju.
-Czego oni od nas chcą? – zapytałam
-No…..
-Czego się wczoraj dowiedziałeś od ojca.
-No więc……..
-Malfoy!
-No więc dowiedziałem się, że oni na ciebie no, no polują. Chcą cię zabić, a ja mam im pomóc.
-Co powiedziałeś?
-No…. Powiedziałem, ze zrobię co w mojej mocy.
-Zabijesz mnie?
-Gdy bym chciał już dawno bym to zrobił.
-Ach tak?
-Ach tak – powiedział oznajmująco. No super ojciec Malfoya na mnie poluje jak to ujął. Zastanawiałam się nad swoim nieszczęsnym losie nadal kucając. A no właśnie kucając dlatego w pewnym momencie zachwiałam się,a jedyną podporą był blondyn. Tak dokładnie upadłam na niego. Przeszedł po mnie dreszcz. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Po normalnie sekundzie nasze usta połączyły sie w pocałunku. Gdzieś po minucie oderwaliśmy sie od siebie. Tym razem usiadłam na mokrej od rosy trawie. Siedzieliśmy w milczeniu przez kilka minut albo sekund,a mi on się tak dłużyły.
-Dlaczego ty musisz na mnie co chwilę lecieć – usłyszałam mojego towarzysza.
-A ty mnie całować?
-Tak dla przyjemności.
-Oh doprawdy? A wiesz, że dziewczyny nie są po to by się nimi zabawić?
-Wiem ale ty raczej nie jesteś dziewczyną.
-Ty małpo – wstaliśmy i kierowaliśmy się do szkoły co chwilę rzucając się wyzwiskami.
-Ja? Granger chyba mylisz mnie ze sobą.
-Szkoda gadać jesteś głąbem i jetem pewna, że z wielką dumą i szczęściem zrobisz to co kazał ci ojciec – jego mina zbladła. Złapał mnie za ramiona.
-Jeszcze raz będziesz mnie porównywała do ojca to… – patrzyłam się na niego ale nie ze złością. Poczułam, że to ja przesadziłam.
-Zostaw ją – usłyszałam głos mojego rudego przyjaciela.
-O Weas….. – popatrzyłam się na niego przypominająco. – Pewni wszystko widział – nachylił się nad mną, a potem ruszył do zamku.
-Cześć Ron.
-Coś ci zrobił?
-Nie co to za pytanie?
-A takie sobie. Harry mi powiedział no wiesz i teraz też wszystko widziałem.
-Ah no tak to mamy problem – uśmiechnęłam się.
-Nie przejmujesz się tym.
-A niby czym?- zapytał durnie.
-Malfoy cię pocałował dwa razy – tłumaczył
-A o to chodzi…. I tak nic nie kapuje – robiłam z siebie idiotkę – Ron ja już muszę lecieć.
-Jasne to pa – jest znowu wygrałam. Wróciłam do pokoju i zobaczyłam siedzącego na łóżku Malfoya.
-Tak miałeś rację wszystko widział.
-Moja inteligencja przerasta wszystkie.
-Mam pytanie i przyznam, że takie trochę prywatne.
-No pytaj.
-Ale ni drzyj się.
-No
-Dlaczego nie chcesz być porównywany do ojca? Wiem, że chciałeś.
-Wczoraj zadałaś to samo pytanie tylko użyłaś innych słów. Powiem ci bo nic nie mam do stracenia ale pomimo to wolę żebyś nie użyła swojego szlamowatego języka – uśmiechnął się złośliwie co miało oznaczać żart – Zapytałaś sie wczoraj w postaci dlaczego mój ojciec tak traktuje moja matkę. Otóż właśnie z tego powodu nie chcę być do niego porównywany. Zawsze Voldemord daje mu misje na zabić szlam i innych takich. A wiesz dlaczego? Bo on chce to robić. Nie szanuje kobiet uważa je za śmiecie nawet moją matkę. Po nocach widzę jak ginął różne osoby z tąd moje krzyki – zamknęłam oczy.
-Strasznie mi przykro i nie wiem jak wymówię te słowa ale szkoda mi ciebie – uśmiechnął się. Uklękłam koło niego i spojrzałam mu w oczy. Co mnie skłoniło do tego posunięcia? Nie mam pojęcia. Ale przyznać muszę, że coś ciągnie mnie do tego człowieka. I tym czymś nie jest dawniejsza nienawiść.