Czasem bywa tak, że ktoś kogo bardzo kochasz cię nie rozumie. Mnie nie rozumie prawie nikt. Ginny nie rozumie, że Draco jest ważniejszy dla mnie od zakonu. Święta minęły mi w zadziwiająco szybkim tempie. Gdy weszłam do własnego pokoju, który pomiomo tego, ze mój w domu jest ładniejszy od razu sprowadził na moje usta uśmiech. Kochałam go, miałam z nim związanych tyle wspomnień. Spojrzałam na piękne błonia. Chodziła po nich spora część uczniów. Kochałam ten widok, chociaż wolałam patrzeć jak słońce zachodzi za zakazany las. Zobaczyłam wchodzącego Dracona do pokoju.
-Cześć – podeszłam do niego i pocałowałam. Potem zbliżyłam się się do niego. Brakował mi go. Przytulił mnie, ale nie odzywał się. Znowu te jego tajemnice. Męczyły mnie. Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem i stanęła w nich Ginny.
-E, sorry – burknęła i zamknęła drzwi.
-Pójdę zobaczyć o co jej chodziło – powiedziałam i wyszłam za dziewczyną. Zobaczyłam idącą rudą postać.
-Ginny zaczekaj – krzyknęłam, a ona zatrzymała się i mogłam ją dogonić – Co chciałaś??
-No wiesz chodzi mi o Draco - uchyliłam jedną brew do góry – No bo słyszałam od członków zakonu, że .. – niedane było jej skończyć.
-Cześć dziewczyny. Hermiona możemy pogadać - podszedł do nas Ron.
-E tak jasne – poszłam za rudzielcem.
-No bo skoro nie jesteś z Malfoyem to pomyślałem sobie, że my mogliśmy być razem.. to.. wiesz.. znaczy będziesz moją dziewczyną? – kurcze nie , ale jak mu to powiedzieć aby się nie obraził.
-Słuchaj Ron nie zrozum mnie źle, ale niestety nie mogę być z tobą. Bo widzisz ja ciebie nie kocham no chyba, że jako przyjaciela, ale nic więcej.- dodałam szybko.
-Nie, no jasne rozumiem – powiedział lekko załamany. Pożegnał się i wstał z ławki. Po chwili poszłam za nim do zamku. Razem z Ginny miałam świetny dzień. Szykowałyśmy się do zabawy, która odbywa sie za trzy dni. Wieczorem wróciłam do pokoju. Wzięłam do ręki pamiętnik i zaczęła opisywać dzień. Zanim się spostrzegłam była już noc. Położyłam się do łóżka z nadzieją szybkiego zaśnięcia. Tak szybkiego zaśnięcia. Leżałam na łóżku chyba z kilka godzin przewracając sie z boku na bok. Do pokoju wszedł Draco, po cichu gdyż myślał, że spałam, nie chciałam go rozczarowywać. Gdy ściągnął szatę szkolną i został w podkoszulku zobaczyłam na jego ramieniu znak. Tak ten mroczny znak, którym Voldemord oznaczał swoich zwolenników. Podniosłam się z łóżka. Łzy wprost lały mi się z oczu i gdy chłopak podszedł do mnie wybiegłam z pokoju. Biegłam przez korytarze w jednej chwili zatrzymałam się i zjechałam na dół po jednej ścianie nadal płacząc. Blondyn dobiegł do mnie i usiadł obok.
-Draco ja złożyłam im przysięgę, że kazdego śmerciożercę wydam w ich ręce – chłopak przytulił mnie do siebie. Cała drżałam ze strachu, nie wiem przad czym.
-No to wydaj mnie – powiedział wycierając ręką łze z mojej twarzy.
-Nie, nie wydam cię. Nie pozwolę by zamknęli cię w Azkabanie.
-To będziemy musieli coś wymyślić. Zakon na pewno wie, ze jestem śmierciozercą
-Draco, ale ty nie będziesz zabijał, no nie?
-Nie. Przystąpiłem do szeregów Voldemorda tylko dlatego, żeby mnie nie zabili. Przecież nie mógłbym walczyć z tobą – popatrzył na mnie – Muszę ci coś powiedzieć. Bo widzisz śmierciożercy i Voldemord mają zamair zaatakowac Hogwart, nie wiem do końca kiedy, ale za niedługo. Oczywiście z twojego powodu.
-Oh, juz wolałam być szlamą. Teraz to wszystko się wali. – ryknęłam płaczem - Dopiero co poznałam ojca już zdążyłam się z nim kłócić, on jak i wszyscy są przeciwko tobie – żaliłam się. Każdy uczeń Hogwartu nie uwierzyłby. Ślizgon przytulał do siebie Gryfonkę i pocieszał ją. I to nie byle jaki Slizgon tylko Draco Malfoy, wielki arystokrata. Nie obchodziło nas to. Nie obchodziło nas co myslą inni, bo to tylko ich problem. My jesteśmy inni, bo byliśmy dla siebie Zakazanym owocem. On należał do Voldemorda, a ja do Zakonu Feniksa. Bardziej dobranej pary nigdzie indziej nie znajdziecie. Gdy wróciliśmy do pokoju przyszła Ginny.
-Hemri możemy pogadać? – zapytała
-Tak Ginny już idę – powiedziałam i wszyłam z pokoju.
-Bo widzisz chodzi o Malfoya, bo on, no, jest śmierciożercą – powiedziała Ruda i widac było, ze cięzko przeszło jej to przez gardło.
-A no tak. Wiem.
-I?
-Już ci mówiłam nie wydam go. On jest śmierciozercą, bo musiał nim zostac inaczej by go zabili. Rozumiesz, prawda? Ja go nie wydam i ty też, a chłopaki mają się o tym nie dowiedzieć – powiedziałam stanowczo.
-Ale Hermiona ja..
-Ginny nie wydasz go! To tak jakbym ja wydała Harrego Voldemordowi.
-Nie! To całkiem co innego.
-Nie to tak samo. Proszę cię.
-No dobrze. Ale robią to tylko dla ciebie. Ron się pytał czy nie bedziesz z nim chcodzić?
-Tak.
-Trochę mu przykro.
-Domyślam się – chwilę jeszcze pogadałyśmy, a potem poszłam w stronę pokoju. Dlaczego to ja mam takiego pecha. Okazało sie, że mam innych rodziców niż dotychczas. Ja wcale ich nie znam są inni i oni mnie nie rozumieją. Tamta mama była inna zawsze mnie rozumiała i wiem, że mnie kochała. A teraz mam tylko Ginny i Dracona. Harry i Ron są moimi przyjaciółmi, ale nie rozumieją mnie. Bywa czasem tak, ze zostajesz całkiem sam, i wtedy chociaż bliskich masz wszystko traci swój dotychczasowy blask. Voldemord na mnie poluje co nie jest przyjemne. Nie mogę być z Draconem, bo wtedy i on jest zagrożony. Ale ja kocham go, a on kocha mnie, przynajmniej tak mówi. I wydaje mi się, że to uczucie wobec mnie jest szczere. Jak byłam młodsza to zawsze marzyłam o rycerzu na białym koniu. A teraz wiem, że marzenia sie spełniają dostałam to czego chciałam, nie zwracając uwagi na efekty uboczne.