Zasnęłam co nie było trudne gdyż byłam zmęczona. Zasnęłam ze świadomością, że mogę już go nigdy nie zobaczyć, zasnęłam z nadzieją na pojawienie się go. Śniłam jak to mówią o niebieskich migdałach i o rzeczach nie realnych.
Rano obudził mnie śpiew ptaków. Nie miałam wyjścia, jak wstać i zejść na śniadanie do kilkuset uczniów. Nie znałam wszystkich, ale na pewno oni wszyscy znali mnie. Z czego słynęłam? Oczywiście z dobrych wyników w nauce. Podniosłam się na rękach z łóżka. Spojrzałam na sąsiednie. Tak jak przeczuwałam, nadal puste. Wstałam poszłam do łazienki i przygotowałam sobie ubranie. Po kilku minutach gotowa zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam w kierunku WS. Gdy weszłam do sali wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Udałam, że mnie to nie obchodzi choć w głębi siebie czułam co innego. No bo czego oni chcą, nie maja nic lepszego do roboty jak interesowanie się moimi sprawami? Usiadłam obok Ginny, która uśmiechnęła się do mnie. Odwdzięczyłam się uśmiechem i spojrzałam na stół Slytherina. Rozglądałam się i natrafiłam na blond włosy. Poznałam go. Draco Malfoy siedział razem z Zabinim przy stole Slytherinu jakby nigdy nic. Uśmiechnęłam się serdecznie nie udając jak przed chwilą. Chwyciłam miskę z sałatką i nałożyłam sobie jej na talerz.
-Co się stało? – zapytała Ginny
-A co miało sie stać? – odpowiedziałam pytaniem
-Ty zaczęłaś jeść – popatrzyłam na przyjaciółkę ze zdziwieniem, a potem na talerz zapełniony sałatką owocową.
-Po prostu zgłodniałam.
-Tak jedz – popatrzyła na mnie krzywo. Zrozumiałam. Zapomniałam, ze teraz w szkole przeżywa sie śmierć Dambuldora. Łzy napłynęły mi do oczu. Odłożyłam widelec i odsunęłam się od stołu. Zawsze gdy było mi smutno nie jadłam. Poszłam w stronę błoni. Zobaczyłam most. Podeszłam do niego. Na wstępie znajdowała sie tabliczka.
”Miejsce dla dyrektora szkoły Albusa Dambuldora”
Przeszłam przez most i moim oczom ukazała sie rzeka. Obok był wodospad, a nad nim mały mostek. Weszłam na mostek i oparłam się o barierkę. Marzenia ogarnęły całą moją duszę byłam cała nimi przepełniona. Wiatr lekko rozwiewał mi włosy. Czułam się jak w raju. Poczułam jak ktoś łapie mnie w tali. Wciągnęłam powietrze i poczułam zapach tak dobrze znanych mi perfum.
-Myślałam już, że nie zjawisz się, że mnie zostawisz – wyszeptałam. Nie odzywał się. Milczeliśmy sobie wpatrując się w wodę, która przyjemnie szumiała. Przytulił mnie mocno do siebie. Chciałam trwać tak wiecznie. Codziennie przechodzę ciemne tunele, które doprowadzają mnie do pecha. Dzisiaj zadecydowałam, pójdę jasnym. Szczęście nadeszło chociaż na pięć minut. Dlaczego na pięć minut? Bo zaczął padać deszcz. Krople deszczu spływały po mojej twarzy. Byłam cała morka, lecz nie przeszkadzało mi to. Zciemniło się. Bez słów postanowiliśmy pójść do szkoły. Gdy wchodziliśmy po murowanych schodach zagadnęłam.
-Już za kilka dni będziemy musieli się rozstać – powiedziałam.
-Niekoniecznie – popatrzyłam się na niego pytająco – Wymyślę coś – odpowiedział mojemu wzorkowemu pytaniu. Weszliśmy do pokoju. Otworzyłam drzwi na balkon, potem wyszłam na niego. Stanęłam na pierwszą barierkę i przechyliłam sie do przodu. Deszcz kapał na moje włosy pozostawiając na nich krople wyglądające jak perły. To co zdarzyło się potem było nie do przewidzenia. Nie wiem jakim cudem, ale przefiłkołkowałam na drugą stronę. Trzymałam się barierki.
-Pomocy! – krzyknęłam. Jednak nic, Draco wyszedł z pokoju. Zostałam sama na pastwę losu. Nie miałam już siły. Chciałam puścić się z powodu bólu rąk.
-Hermiona – na balkon wybiegł Dracon. Podął rękę, ale bałam sie jej złapać. Bałam sie, ze spadnę – Nie bój sie, zaufaj mi – puściłam się i w ostatniej chwili mnie złapał. Pociągnął do góry z wielką siłą, która spowodowała, że wylądowaliśmy razem na podłodze. Pech, albo szczęście chciało, że ja na nim.
-Dziękuję – powiedziałam uśmiechając się, bo na nic innego nie było mnie stać. Uśmiechnął się i już chciał mnie pocałować gdy do pokoju wpadł wystraszony Ron.
-Yyy – zająknął się i wybiegł zamykając drzwi.
-Oh – jęknął blondyn – Ci Weasleyowie mają dar przeszkadzania – uśmiechnęłam się i podniosłam.